piątek, 30 września 2016

„Zanim zgasną gwiazdy” Martyny Senator


„Zanim zgasną gwiazdy” to już trzecia książka w dorobku Martyny Senator. Ja natomiast oprócz powyższej czytałam jeszcze „Ósmy kolor tęczy”, który bardzo mi się spodobał. Z tego też powodu sięgnęłam po kolejną książkę autorki, aby zobaczyć czy i tym razem powieść trafi w moje gusta. 

Głównym bohaterem jest Wojtek. Jego historia zaczyna się od snu, w którym to spotyka tajemniczą dziewczynkę. Wręcza mu ona klepsydrę mówiąc: Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze. Po przebudzeniu Wojtek zdaje sobie sprawę z tego, że jest w szpitalu i cierpi na amnezję. Nie pamięta kim jest, co robi w życiu, ani w jaki sposób znalazł się w szpitalu. Na szczęście ma przy sobie przyjaciół, którzy pomagają mu poznać samego siebie i otaczającą go rzeczywistość, jednak nie przynosi to oczekiwanych rezultatów. Dodatkowo, w życiu Wojtka zaczynają dziać się dziwne rzeczy, których chłopak nie potrafi wytłumaczyć. Nie może sobie poradzić z nową rzeczywistością, która go przerasta. Kiedy Wojtek myśli, że jego życie jest już skomplikowane na najwyższym poziomie, na jego drodze pojawia się Milena, której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. 


Muszę przyznać, że „Zanim zgasną gwiazdy” różni się od poprzedniej książki. Tam mieliśmy prawdziwe życie niewidomej dziewczyny,. Powieść była pełna realizmu, wzruszała. Natomiast ta książka ma trochę bajkowy charakter. Autorka zahaczyła w niej o fantastykę, przez co w książce dzieją się rzeczy, jakie nie miałyby miejsca w prawdziwym życiu. MożnA tutaj spotkać aniołów, strażników snu i wysłanników śmierci. Wszystko to sprawia, że książka jest oderwana od rzeczywistości i pozbawiona realizmu. Ale pomimo tego autorce udało się poruszyć trudny temat i stworzyć morał, jaki niesie ze sobą książka. Martyna Senator pokazała, czym jest prawdziwa miłość, ile człowiek jest gotów poświęcić dla osoby, którą kocha. 

Martyna Senator ma lekkie pióro. Pisze prostym i przyjemnym językiem. Dodatkowo tak stworzyła fabułę, że książka trzymała w napięciu. Do samego końca zastanawiałam się, jak potoczą się losy Wojtka i Mileny. Warto również wspomnieć o bardzo dobrej kreacji bohaterów, w szczególności Wojtka. Martyna Senator w doskonały sposób poradziła sobie z psychologiczną stroną bohatera, opisując w realny sposób problemy, rozterki i przemyślenia osoby, która straciła pamięć. Książka nie należy do tych słodkich, bardziej do gorzkich. Nie ma w niej lukru, przesłodzenia, ale za to jest prawdziwa miłość, strach, niebezpieczeństwo i wszechobecne tajemnice. 

Podsumowując, „Zanim zgasną gwiazdy” to bardzo dobra książka, z fabułą, która odbiega od rzeczywistości. Za to realistyczna jest kreacja psychologiczna bohaterów. Książka pokazuje, że miłość nie zna granic, a dla osoby, którą kochamy, jesteśmy gotowi poświęcić wszystko. 


 Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.videograf.pl/index.php

wtorek, 27 września 2016

„Zabij mnie, tato” Stefana Dardy


Pomimo tego że Stefan Darda jest jednym z najpopularniejszych polskich autorów literatury grozy, ja jeszcze nigdy nie spotkałam się z twórczością tego autora. Ba, nawet nigdy nie słyszałam o takim nazwisku. Jednak po lekturze „Zabij mnie, tato” mogę z całą pewnością powiedzieć, że chcę więcej! 

Głównym bohaterem powieści jest Zdzisław, niegdyś mieszkaniec Miasta Wojewódzkiego i policjant. Obecnie jest na emeryturze i wiedzie spokojne życie w niewielkiej miejscowości, gdzieś w centralnej Polsce. Zaprzyjaźnia się tam z Kamilem - właścicielem pizzerii, i z jego rodziną - żoną Izą i trójką córek. Wszystko się komplikuje, kiedy najstarsza córka - Wiktoria wraz z dwiema młodszymi siostrami wraca ze szkoły. Niedaleko od domu dziewczyna spotyka znajomych, dlatego też pozwala siostrom, aby dalej poszły same. Niestety młodsze dziewczynki do domu nie wracają. Rodzina jest zrozpaczona. Z pomocną dłonią przychodzi Zdzisław, który stara się jak może, aby wesprzeć rodzinę. Wykorzystuje również swoje „kontakty” w policji, i z nieformalnych źródeł dowiaduje się, że z więzienia został wypuszczony psychopatyczny morderca - nikt nie zna miejsca jego przebywania. Tymczasem Wiktoria obwinia za to wszystko siebie. Próbuje wtargnąć na swoje życie, jest bliska obłędu. Czy dziewczynki się znajdą? A może jest już za późno, aby znaleźć je żywe?
Autor, nie od razu wprowadza nas w dynamiczną akcję. Na początku przedstawia nam przeszłość głównych bohaterów, co w pewien sposób nie przypadło mi do gustu, bo nie wiedziałam, jaki jest cel przedstawienie tak obszernych historii. Dowiedziałam się, że to wszystko ma sens, kiedy historie zaczęły łączyć w sensowną całość, kiedy zdałam sobie sprawę jak wielki wpływ na teraźniejszość ma przeszłość. Akcja przyspiesza powoli, a kiedy znajdzie się w punkcie kulminacyjnym emocje sięgają zenitu, a od książki nie można się oderwać. Stefan Darda zdecydowanie potrafi budować napięcie.

Muszę przyznać, że pomimo tego że to kryminał, książka mnie wzruszyła. Zdarzyło się nawet, że pojawiła się łza... Powieść jest pełna emocji, bólu i rozpaczy, a przede wszystkim bezradności. Autor pokazuje, jak trudno poradzić sobie, kiedy zaginie najbliższa osoba, która nie daje znaku życia i wręcz „rozpłynęła się w powietrze”. Warto również zwrócić uwagę na stronę językową książki. „Zabij mnie, tato” pomimo trudnego tematu, czyta się przyjemnie. Autor pisze lekkim językiem, który przypadł mi do gustu. Stefan Darda porusza w swojej książce również temat systemu sądowniczego, sposobu działania niektórych biegłych, a także procedur administracyjnych. Wplótł również wątek „ustawy o bestiach”, o której nie tak dawno było dość głośno. 

„Zabij mnie, tato” to nie tylko kryminał, ale także powieść obyczajowa. Autor z ogromną starannością wykreował bohaterów na ludzi bardzo realistycznych, z prawdziwymi problemami i troskami. Każdy z bohaterów jest inny, niepowtarzalny i inaczej reaguje na tragedię. Oczywiście najbardziej od strony psychologicznej poznajemy Zdzisława, który jest narratorem powieści. Pomimo tego inny bohaterowie nie są pomijani, a ich cechy charakteru bez problemu możemy wywnioskować z ich zachowań.

Podsumowując, „Zabij mnie, tato” to thriller godny polecenia. To wstrząsająca książka, pełna emocji, trzymająca w napięciu. To powieść o bezradności, gniewie, bólu po stracie  najbliższych i ogromnej niesprawiedliwości. Zdecydowanie polecam a sama z przyjemnością jeszcze sięgnę po inne książki autora. 


 Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.videograf.pl/index.php

sobota, 24 września 2016

„Mąż potrzebny na już” Małgorzaty Falkowskiej


Często w nasze ręce trafiają powieści - komedie, które z założenia mają nas bawić, rozśmieszać do łez. Niestety zazwyczaj jest tak, że autor ma inne poczucie humoru niż czytelnicy, co sprawia, że naszym zdaniem w książce nie ma nic śmiesznego, ale za to żenującego i zwyczajnie głupiego. Czy po lekturze debiutu Małgorzaty Falkowskiej mam takie właśnie odczucia?

W dzisiejszych czasach jest pełno filmów, seriali czy książek o typowych singielkach, które w pewnym momencie swojego życia postanawiają jednak znaleźć swoją drugą połówkę. Małgorzata Falkowska przedstawia nam sześć takich singielek - przyjaciółek, które w Sylwestra, co jest tradycją, przedstawiają swoje postanowienia na najbliższy rok. I tak: Marietta chce w 2015 roku zostać dyrektorem projektowym, Monika zapisze się na prawo jazdy, Jola zostanie trenerem personalny, Baśka wyprowadzi się od rodziców, Zośka obroni tytuł magistra, a Berka... wyjdzie za mąż! Jest to bardzo ambitny plan, zważywszy na to, że Bernadetta nie ma nawet kandydata na to stanowisko. Kobieta rozpoczyna więc swoje poszukiwania na różne sposoby: idzie na siłownie, zaczyna interesować się sportem, bierze udział w szybkich randkach. Niestety, żadne z tych działań nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Berdnadeta w każdym napotkanym mężczyźnie widzi przyszłego męża, ale kolejne znajomości przynoszą tylko rozczarowanie. Czy w końcu naszej głównej bohaterce uda się znaleźć idealnego kandydata na męża i wziąć ślub? 



Od razu muszę powiedzieć, że humor, o którym wcześniej pisałam, zdecydowanie przypadł mi do gustu. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się podczas czytania książki. Te prawie 400 stron to sama przyjemność z ogromną dawką humoru! Autorka nie szczędziła nam nie tylko humoru sytuacyjnego, ale także słownego, który sprawiał, że nie raz parsknęłam śmiechem. Najbardziej podobały mi się riposty matki, babci i siostry Berki. Te kobiety po prostu pluły jadem! Ale za to jak zabawnym. Jeśli chodzi o język i styl, to powieść czytało mi się bardzo dobrze. Autorka ma niezwykle lekkie pióro, którym wręcz czaruje. Ani razu nie miałam wrażenia, że czytam debiut. Jest to zdecydowanie książka na poziomie. Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki, w której będę mogła znowu wrócić do zwariowanego świata Berki.

Choć fabuła książki nie jest zbyt odkrywcza, a zakończenie już na samym początku do przewidzenia, to ja nie miałam nic przeciwko, i to mi nie przeszkadzało. Autorka wybroniła się nie tylko językiem i humorem, ale także kreacją bohaterów, za co należą się ogromne brawa. W książce przewija się mnóstwo osób. Najlepsze jednak jest to, że każdy z bohaterów jest inny, oryginalny, stanowi pewną indywidualność. Każdy z nich ma inne cechy charakteru, inne przyzwyczajenia i sposób bycia. Moim zdanie to naprawdę trudne, aby bohaterowie nie byli nijacy ani do siebie podobni. 

Podsumowując, „Mąż potrzebny na już” to debiut w stu procentach udany! Zabawne sytuacje, oryginalne dialogi i znakomita kreacja bohaterów to chyba największe atuty powieści. Jeśli potrzebujecie lekkiej i przyjemnej w odbiorze książki, pełnej humoru i przezabawnych sytuacji, to koniecznie miejcie na uwadze tę książkę. Ogromna dawka humoru gwarantowana. Z całego serca polecam! 


 Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.videograf.pl/index.php

środa, 21 września 2016

„Nigdy nie jest za późno” Katarzyny Janus

 Bo my, kobiety, wolimy mężczyzn skomplikowanych, trudnych, takich do naprawiania. I święcie wierzymy, naiwne, że ich się naprawić da. Błąd! Dopóki jesteśmy zakochane, tolerujemy wszystkie ich wady i zawsze potrafimy ich wytłumaczyć. Gorzej, jak chemia trochę osłabnie, opadną z oczu zasłony, widzimy wtedy zupełnie kogoś innego. I nadal, naiwne, ich kochamy. 

Tym razem w moje ręce wpadła powieść Katarzyny Janus pt. „Nigdy nie jest za późno”. To powieść obyczajowa z lekkim kryminałem w tle. Czy takie połączenie przypadło mi do gustu? 

Główną bohaterką książki jest czterdziestopięcioletnia Zuza, rozwiedziona lekarka, matka dorosłych już bliźniaków. Generalnie jest szczęśliwa. Ma przyjaciół, rodzinę, na którą zawsze może liczyć i pracę którą lubi. Niestety, jest swoim życiem znudzona, i jak sama mówi, czuje się jak chomik w kołowrotku. Wszystko się zmienia, kiedy Zuza w nadmorskiej miejscowości spotyka Maksa - bogatego biznesmana, który początkowo podaje się za kucharza. Jest on pół Polakiem, pół Niemcem, również rozwiedzionym. Z tego też powodu odczuwa chwilową niechęć do kobiet. Zuza i Maks zaprzyjaźniają się. Niestety po kilku dniach pobytu nad morzem ich drogi rozchodzą się. Opatrzność styka ich ze sobą ponownie, tym razem nie niemieckiej wyspie Fohr. To właśnie tam sprawy przybierają zupełnie nieoczekiwany obrót, kiedy to na horyzoncie pojawia się Adam - kolega Zuzy z pracy, i Ingrid - była żona Maksa. 


„Nigdy nie jest za późno” to książka przede wszystkim o miłości. Autorka wymyśliła ciekawą historię o kobiecie, pomimo tego że po czterdziestce, nadal pragnie miłości, namiętności. Pragnie poczuć się jak prawdziwa kobieta. Chce kochać i być kochana. Z ciekawością czytałam o perypetiach głównej bohaterki i o jej miłosnych zawirowaniach i decyzjach. Autorka w swojej powieści wplotła dobry wątek kryminalny. Nie jest to może wątek rodem z rasowego kryminału, bo nie trzyma w napięciu jak takiego typu wątki, a zakończenie jest łatwo przewidzieć. Książka jest natomiast pełna w zwroty akcji, które nadają książce dynamizmu. 

Książka jest napisana bardzo dobrym, lekkim językiem, któremu nie można nic zarzucić. Znajdziemy tu również dużo opisów krajobrazu morskiego, który nie nudzi, ale dodaje książce plastyczności. Kreacja bohaterów również jest bardzo dobra. Zuza i Maks bardzo przypadli mi do gustu, choć zachowanie mężczyzny czasem mnie irytowało, szczególnie wtedy, kiedy odpychał Zuzę i nie chciał dzielić się z nią swoimi problemami. Ale cóż, tak musiało być. Jedyna rzecz, do której mogę się „przyczepić” to fabuła, która nie należy do oryginalnych i wyszukanych. Jest raczej szablonowa i do bólu przewidywalna. 

Podsumowując - „Nigdy nie jest za późno” to dobra, dojrzała powieść obyczajowa, z elementami kryminału. To książka o miłości, poszukiwaniu własnego szczęścia, z sensacyjnymi zwrotami akcji. Jeśli szukacie dobrze napisanej książki z niewymagającą fabułą, to ta pozycja jest dla Was idealna. 


 
Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Fanpage wydawnictwa: KLIK

niedziela, 18 września 2016

Temat w 5 smakch, czyli 5 najlepszych wyciskaczy łez


Witajcie!
Zapraszam Was dzisiaj na kolejny TEMAT W 5 SMAKACH. Dzisiaj weźmiemy na tapetę książki, przy których jedna paczka chusteczek to zdecydowanie za mało.  To są wyciskacze łez, które bez skrupułów zmiażdżyły moje serce na kawałki. Jakie to książki? Czytajcie dalej. 

Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes 
To właśnie przy tej książce ostatnio płakałam, a raczej wylałam morze łez. Po prostu się zanosiłam, nie mogłam opanować emocji i prawie wypłakałam soczewki (o ile się da :) ) O tej książce (i ekranizacji) jest ostatnio bardzo głośno, więc się pewnie nie dziwicie, że postanowiłam wspomnieć o tej książce. A tu dużo mówić... Z całego serca polecam! I film i książkę! Tylko przed lekturą czy filmem koniecznie zaopatrzcie się w kilka opakowań chusteczek. 






Po prostu bądź Magdalena Witkiewicz
To słodko - gorzka opowieść, koło której nie można przejść obojętnie.  To książka o miłości, przyjaźni, marzeniach i... przemijaniu. To zdecydowanie must read dla osób, które cenią sobie potężną dawkę emocji, wzruszenia, bólu i rozpaczy. Zdecydowanie polecam!






Wybór Nicholas Sparks
W takim zestawieniu nie mogło zabraknąć mojego kochanego, wspaniałego i cudownego Nicholasa Sparksa, którego twórczość kocham miłością bezgraniczną! Wybór na pozór wydaje się banalną historyjką. Jakie było moje zdziwienie kiedy się okazało, że to smutna, pełna rozpaczy historia, w której tytułowy wybór nie jest zwykłym wyborem, ale ciężkim dylematem. To chyba najtrudniejsza decyzja jaką może podejmować człowiek. Co jeszcze pamiętam po tej lekturze? Chlipanie, zapłakaną książkę i górę chusteczek. 





Jesienna miłość Nicholas Sparks
 To ta książka rozpoczęła moją miłość do Sparksa. O tej książce słyszał już chyba każdy. A jak nie o książce to o ekranizacji. Czytałam tę powieść kilkanaście razy, i za każdym razem płaczę. Jest to piękna historia o miłości, rozrywająca serce na miliony kawałków. Pokazuje, jakie życie jest niesprawiedliwe krzywdząc niewinne osoby, ale również to, że pierwsza, młodzieńcza miłość również może być prawdziwą miłością aż po grób. 




Ostatnia piosenka Nicholas Sparks
Zrobiłam karygodny błąd - najpierw obejrzałam film, potem przeczytałam książkę. Nie róbcie tak! Wszystko sobie zepsujecie! Książka jest milion razy lepsza od filmu, w którym pominięto kilka ważnych i wzruszających momentów. Pomimo tego, że znałam zakończenie, powieść rozerwała moje serce na kawałki. O czym jest ta powieść? Przede wszystkim o relacji między ojcem a córką. Mówiąc szczerze - bardzo mądra książka. Genialne opisy Sparksa, przemyślenia głównej bohaterki sprawiły, że nie dało się nie płakać. Nawet jak już czytałam tę powieść ponownie.




Pozwól mi odejść Lurlene McDaniel     
Tak, wiem... Miało być 5 książek, ale przy pisaniu tego posta przypomniało mi się o tej powieści, a pozostałych nie potrafię usunąć. Dlatego więc muszę powiedzieć Wam kilka słów o Pozwól mi odejść, którą czytałam jakieś 7-8 lat temu, ale do dzisiaj ją pamiętam. Na pozór wydaje się być banalną historyjką... Szkoła, poukładany chłopak, niegrzeczna dziewczyna... To była chyba moja pierwsza książka w życiu podczas której płakałam. Nie można przy niej nie płakać. Nie płaczesz - nie masz uczuć... Taka to historia. Pomimo tego że to książka młodzieżowa, to zasługuje na szczególną uwagę. 

 A Was jakie książki najbardziej wzruszyły? Czytałyście którąś z powieści wspomnianych przeze mnie? Koniecznie dajcie znać w komentarzu.

Buziaczki ♥ 


 
 

czwartek, 15 września 2016

„Grzechu warta” Agaty Przybyłek



„Grzechu warta” to już piąta książka Agaty Przybyłek, która  od wczoraj może gościć w naszych rękach i cieszyć oczy. Muszę przyznać, że nadal specjalne miejsce w moim sercu zajmuje „Bez Ciebie” tej autorki, ale uważam, że „Grzechu warta” jest najlepszą książką Przybyłek jeśli chodzi o komedie. 

Pamiętacie zadziorną Agatę z „Nie zmienił się tylko blond”? To właśnie ona jest główną bohaterką książki i pokazuje swoje pazury. Agata jest studentką architektury i po męczącej sesji, na wakacje, przyjeżdża w rodzinne strony. Niestety, w jej pokoju gości teraz sterta prania, koci mocz i futryna bez drzwi. Dlatego też Agata postanawia na wakacje zamieszkać u swoich dziadków w Sosenkach. Tam wydaje się być jeszcze gorzej, kiedy to babcia na każdym kroku kontroluje wnuczkę. Agata nie ma najmniejszej możliwości chociaż przez chwilę pobyć sam na sam z Melchiorem - swoim chłopakiem. Dziewczyna postanawia uwolnić się w końcu od nadopiekuńczej rodziny i znajduje pracę w Warszawie w dość specyficznej agencji, której działalność nie można nazwać moralną. 


Agata Przybyłek po raz kolejny serwuje nam zabawną historię, na poprawienie humoru. Książka jest pełna humorystycznych sytuacji, dialogów i intryg. Oczywiście najlepszą bohaterką (jak w poprzednich częściach) jest Halinka - babcia Agaty. To ona jest kołem napędowym tej książki, na każdym kroku zaskakuje i rozśmiesza swoimi pomysłami i przemyśleniami. Naprawdę, nie sposób się nie śmiać! Warto tutaj wspomnieć również o kreacji głównej bohaterki, którą polubiłam bez reszty. Jest to długonoga piękność, pewna siebie, świadoma swoich atutów i niezwykła uwodzicielka. To odważna dziewczyna z charakterem. Ja na jej miejscu usiadłabym i płakała, a ona? Bierze sprawy w swoje ręce i z podniesioną głową wyjeżdża do Warszawy. Taka dziewczyna z pewnością wyróżnia się wśród tłumu i pośród innych bohaterów. 

Bardzo dobrym pomysłem okazała się być agencja, w której pracuje Agata. Choć wiadomo, że takich firm nie ma, wcale mi to nie przeszkadzało i nie odbierało autentyczności całej książce. Cieszę się, że autorka wymyśliła takie „przedsiębiorstwo” udowadniając w ten sposób, że jej wyobraźnia nie zna granic. Na plus zasługuje również fakt, że w książce cały czas coś się dzieje. Lektura wciąga i trudno jest się od niej oderwać. Czytałam i czytałam, i z ogromną niecierpliwością czekałam, kiedy wszelkie intrygi i spiski wyjdą na jaw. Dzięki plastycznym i realistycznym opisom jakie zastosowała autorka, bez problemu możemy wyobrazić sobie wszystkie miejsca, osoby i „oglądać” bohaterów - jak w filmie. Agata Przybyłek ma niezwykle lekkie pióro i muszę przyznać, że każdą kolejną książkę czyta się lepiej.

Również wątek miłosny, który stworzyła Przybyłek w książce, bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest to banalna historyjka. Autorka wplątała Agatę nie tylko w miłosne intrygi i kłamstwa, ale także w spiski, zdrady i nie do końca moralne zachowanie. Wszystko to powoduje, że „Grzechu warta” ma „to coś”, czego szukam w każdej książce.

Podsumowując, najnowsza książka Agaty Przybyłek, jest naprawdę warta grzechu. To zabawna, lekka a zarazem mądra powieść o miłości, rodzinie i kłamstwach, z których z czasem ciężko jest się wykręcić. Przybyłek udowadnia, że to nie pani Marta z piosenki jest grzechu warta, ale Agata z Sosenek. Z całego serca polecam! 


 Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce! 

Inne książki tej autorki recenzowane przeze mnie: 
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/07/bez-ciebie-agaty-przybyek.htmlhttp://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/08/takie-rzeczy-tylko-z-mezem-agaty.html

poniedziałek, 12 września 2016

„Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu” Anna McPartlin

Śmierć kogoś bliskiego zawsze boli. Jednak mówi się, że najbardziej bolącą śmiercią dla rodzica jest śmierć dziecka, kiedy to matka lub ojciec muszą patrzeć, jak znacznie młodszy człowiek - jeszcze niedawno małe dziecko przez 9 miesięcy noszone pod sercem - odchodzi z tego świata. Rodzicom nie jest łatwo przeżyć swoje dziecko. Tak nie powinno być! To wbrew prawom natury. Niestety takie rzeczy się zdarzają. Temat takiej śmierci poruszyła Anna McPartlin w swojej najnowszej książce „Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu”. 

Na samym początku książki poznajemy główną bohaterkę - Maise, która wychodzi na podium i zaczyna dzielić się ze studentami i wykładowcami najbardziej dramatyczną historią w swoim życiu, a mianowicie śmiercią syna. Tak więc w retrospekcji Maise przenosimy się do początku roku 1995. Główna bohaterka pracuje na dwa etaty, opiekuje się chorą na demencję matką, zbuntowaną córką i szesnastoletnim synem Jeremy. Rodzina nie ma łatwego życia. Kilka lat wcześniej Maise wraz z dziećmi odeszła od męża - kata i zaczęła żyć własnym życiem, w bezpiecznym miejscu. Kiedy wszystko wreszcie zaczyna się układać Jeremy (wraz ze swoim najlepszym przyjacielem) znika bez śladu, a my jesteśmy obserwatorami gorączkowych poszukiwań i z całą rodziną przeżywamy zaginięcie Jeremy'ego. 

 ~*~

Książka jest napisana w specyficzny sposób. Mamy tutaj narrację z kilku punktów widzenia, nie jest ona natomiast pierwszoosobowa. najbardziej główną narracją jest narracja Maise oraz Jeremy'ego, dzięki czemu mamy obraz tego, co nasi bohaterowie robią w tym samym czasie. Z jednej strony mamy matkę, która poszukuje syna, a z drugiej Jeremy'ego, po którym ślad zaginął. Powieść jest napisana lekkim i przyjemnym językiem. Fabuła jest bardzo oryginalna i nieszablonowa, dodatkowo trzyma w napięciu, dzięki czemu książkę jest trudno odłożyć. Pomimo tego że znałam zakończenie powieści (śmierć Jeremy'ego) to chciałam wiedzieć jak do tego doszło. A może „śmierć syna ” to jakaś metafora Maise? Byłam tego bardzo ciekawa. 

„Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu” to książka bardzo wzruszająca i grająca na naszych emocjach. Porusza bardzo trudne i ciężkie tematy: nietolerancja, przemoc w rodzinie, relacje między matką a dziećmi oraz przyjaźń i miłość. Jest to powieść pełna bólu i goryczy. Pokazuje, jak łatwo jest skrzywdzić drugiego człowieka, kiedy on nie może być sobą, bo boi się reakcji innych. Łatwo jest kogoś wyzywać, obrażać, traktować jak intruza tylko dlatego, że jest inny. Nie patrzymy jednak na to, że konsekwencje takiego zachowania mogą być tragiczne. 

Podsumowując, najnowsza książka Anny McPartlin z pewnością na długo zostanie mi w pamięci przez swoją oryginalność i emocje jakie we mnie wywołała. Koło takiej książki nie można przejść obojętnie. Trzeba ją przeczytać bo to powieść, która na 100% na to zasługuje. Z całego serca polecam!  




Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego   serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.harpercollins.pl/