poniedziałek, 11 września 2017

„Zachód słońca w Central Parku” Sarah Morgan


Frankie, główna bohaterka książki, to osoba dość specyficzna. Jest kobietą konkretną i rzeczową. Nie wierzy w prawdziwą miłość i romantyczne związki. Choć z wierzchu wydaje się być silna i opanowana, tak naprawdę jest osobą pełną emocji, a trauma nie pozwala jej normalnie funkcjonować. Jako dziecko musiała poradzić sobie z odejściem ojca i rozwodem rodziców, co niewątpliwie odcisnęło piętno na jej psychice. Jednak udawanie silnej osoby nie może trwać wiecznie. Musi w końcu pozbyć się maski twardzielki, którą nosi od lat. Na szczęście może liczyć na swoje oddane przyjaciółki, a zwłaszcza na brata jednej z nich  - Matta. Lecz co ma robić dziewczyna, kiedy to właśnie Matt staje się problemem, odkrywając przed nią własne sekrety? 


~*~

„Zachód słońca w Central Parku” to książka dość schematyczna i szablonowa. Fabuła powieści jest w takim stopniu przewidywalna, że już przed lekturą znałam zakończenie. Pozycja niczym mnie nie oczarowała, nie zachwyciła i nie sprawiła, że czytałam ją z wypiekami na twarzy. To po prostu lekka, niewymagająca książka, o której szybko się zapomina. Niewątpliwym plusem powieści jej język, który jest lekki i to właśnie on umilił mi lekturę. Autorka podjęła próbę prowadzenia aspektu psychologicznego, który został umieszczony w traumie głównej bohaterki. Frankie nie może pozbyć się przeszłości. Cały czas ma wrażenie, że jest postrzegana przez pryzmat swojej matki. Dodatkowo dziewczyna nie chce angażować się w żaden związek bo jest pewna, że i tak nic z tego nie będzie. Robi wszystko, aby nie zwracać na siebie uwagi facetów - nosi okulary, choć nie musi, zakłada spodnie, gdyż nienawidzi spódnic i sukienek. Jeśli zaś chodzi o innych bohaterów, to moim zdaniem zostali oni wykreowani na ludzi wręcz idealnych. Ciepli, pomocni, bez żadnych skaz i wad. Uważam również, że wątek psychologiczny nie został przedstawiony dość autentycznie. Brakowało mi większej ilości emocji, dzięki czemu książka by mną wstrząsnęła i sprawiła, że zapamiętałabym ją na długo.

Muszę również wspomnieć, iż „Zachód słońca w Central Parku” jet drugą częścią cyklu Pozdrowienia z Nowego Yorku. Nie czytałam pierwszej części, ale w niczym mi to nie przeszkodziło. Doskonale odnajdywałam się w fabule i ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że czytam kontynuację. Wszystko to za sprawą tego, iż ktoś inny jest głównym bohaterem. 

Podsumowując, „Zachód słońca w Central Parku” jest książką przewidywalną i szablonową, ale za to lekko napisaną. Jest to powieść niezobowiązująca i niewymagająca. Idealnie sprawdzi się jako odpoczynek po ciężkich książkach. 


Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu: 
http://www.harpercollins.pl/

5 komentarzy:

  1. Nie wydaję mi się, aby powyższa pozycja w jakimkolwiek stopniu mogłaby przypaść mi do gustu. Owszem, czasami potrzebuję powieści, które są lżejsze od tego, co funduję sobie na co dzień, ale wolę wybierać coś, co jednak w jakimś stopniu mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam trochę inne zdanie o tej książce, ale każdy znajduje coś innego w książkach :)
    Pozdrawiam,
    Subiektywne Recenzje

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziękuję za tę szablonowość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć okładka od razu przyciągnęła mój wzrok, to szablonowość zdecydowanie mnie odpycha :/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś, drogi Czytelniku, to zostaw po sobie jakiś ślad - najlepiej w postaci komentarza. Dodaj link do swojego bloga, ułatwisz mi odwiedziny :)